María Faraone jest malarką, której tematyką jest osoba ludzka i piękno. Kieruje się zasadą, że „sztuka jest czymś, co musi nas ubogacać jako osoby”. Przyznaje, że nie wszyscy mają zawsze to samo zdanie, sama ukazuje swą silną osobowość: „Jestem buntownikiem. Potrzebuję wyrazić to, co czuję. Maluję świat na odwrót”. Dziś sztuka abstrakcyjna cieszy się być może większym uznaniem w pewnych szkołach. Jednak Faraone wciąż maluje konkretne figury, ryzykując bycie zaszufladkowaną jako osoba naiwna. Szuka harmonii i stara się odzwierciedlać ją poprzez kolor, radość, nawet przez ból. Twierdzi, że nie można być solidarnym bez świadomości cierpienia, nie uznaje także odpersonalizowania.
***
Jak odkryła pani postać Św. Josemaríi Escrivy?
Poznałam Opus Dei przez mojego męża. Potem przeczytałam Drogę, Bruzdę... Widziałam filmy ze Św. Josemaríą Escrivá. Odbyłem rekolekcje. Spodobał mi się bardzo duch Dzieła: poszukiwanie świętości w codziennych zajęciach zwykłego życia, w swoim miejscu. Wydało mi się to cudowne. Pomogło nam stać się lepszymi. Zauważyłam zmianę. Zyskaliśmy więcej pokoju, mogliśmy zrozumieć więcej rzeczy, odnaleźć sens przeciwności. Nauczyłam się ofiarować trudności...
Jak opisałaby Pani “ducha”, który czuje się w pracach apostolskich prowadzonych przez Opus Dei?
We wzrastaniu w cnotach, jakie proponuje Opus Dei, widzę to, czego uczyła mnie moja matka. Zawsze czułam wobec niej wielki podziw: chodzi mi o jej ducha pracowitości, dbania o szczegóły, wykonywania rzeczy w sposób możliwie najlepszy, stawiania się na ostatnim miejscu... Dla mnie było to wzmocnienie tych wartości, którymi żyłam przy matce. Dlatego wszystko, co usłyszałam w Opus Dei, wydawało mi się logiczne. Widziałam, że były to propozycje, aby wzrok kierować ku Bogu, ale stąpać twardo po ziemi.
Jak zdołała Pani uchwycić pokój i radość Św. Josemaríi w swoich obrazach?
Myślę, że wpływ miały fotografie i filmy. Poza tym my, którzy się tym zajmujemy, liczymy na naszą szczególną intuicję. Podoba mi się ludzka sylwetka. W spojrzeniu i w gestach widać osobowość. Portret powinien ukazywać duszę osoby.
Czy malowanie pomaga Pani w modlitwie?
Myślę, że tak. W pewien sposób. Chciałabym poprzez moją pracę oddawać chwałę Bogu. Znaleźć sposób, aby ją oddawać. To jedno z zadań, jakie mam w życiu. Poza tym czuję wewnętrzny obowiązek malowania, ze względu na talent, jaki otrzymałam od Boga. On mi go użyczył, więc muszę Mu go zwrócić.
W jaki sposób jest Pani związana z Opus Dei?
Od ponad 20 lat jestem Współpracowniczką. Kocham Dzieło, jakby było moje, i pomagam mu jak potrafię. Widzę, że duch i środki formacyjne, które w Dziele się proponuje, są w zasięgu ludzi, szczególnie ludzi młodych.