“Mam dług wobec Dana Browna”

Andrea Ermini ma 30 lat i pracuje we Florencji (Włochy). 3 lata temu przeczytał 'Kod Da Vinci' i zaskoczył go sposób, w jaki przedstawione zostało w nim Opus Dei. Zaczął szukać więcej informacji... i dziś sam należy do tej instytucji katolickiej. "Dzięki Danowi Brownowi odkryłem piękno wiary", mówi.

To, co wstrząsnęło moją duszą i pociągnęło mnie, to 'uświęcanie życia codziennego'.

Andrea Ermini jest zatrudniony w Dziale Kadr w jednej z florenckich firm.

Jak odkryłeś Opus Dei? Było to półtora roku temu. Po lekturze Kodu Da Vinci dziwiło mnie, że mówi się o Opus Dei jako o "dziwnej organizacji katolickiej", w której praktykuje się "pranie mózgów" dla pozyskania członków i która lubuje się w tajemniczości i masochistycznych praktykach. Wszystko to wydało mi się mocno podejrzane i postanowiłem sam zbadać sprawę. Wydawało mi się czymś niedorzecznym, że Kościół katolicki miałby przyzwolić na istnienie w jego wnętrzu organizacji takiego pokroju.

Zacząłem szukać w sposób bardzo prosty: przez internet, w wyszukiwarce Google. Od razu znalazłem stronę Dzieła. Potem, zaciekawiony, kupiłem książkę z rozważaniami duchowymi św. Josemarii, zatytułowaną Droga i przeczytałem ją jednym tchem. 

Jak wyglądało wtedy twoje życie chrześcijańskie?

Na Mszę chodziłem dwa razy do roku: na Wielkanoc i Boże Narodzenie. Choć nie praktykowałem dużo, jednak naprawdę szanowałem osobę Papieża oraz cały Kościół. 

Co się dalej wydarzyło?

"Największa potrzeba zmiany stanęła przede mną gdy odkryłem, że muszę dbać o moje życie wewnętrzne i że mogę je zdobyć pamiętając o tym, że Bóg towarzyszy mi w każdej chwili dnia."

Pierwsza ciekawość przemieniła się w prawdziwą drogę nawrócenia. Patrzyłem wcześniej na wiarę jako na coś staromodnego, co nie mogło dopasować się do mego życia, jedynie może do życia starszych pań, które mogłyby non-stop odmawiać różaniec.

To, co wstrząsnęło moją duszą i pociągnęło mnie, to wyrażenie "uświęcanie życia codziennego". Poza tym bezpośredni ton "Drogi", z której św. Josemaria mówi do każdego jak żywa osoba, pomógł mi w rozważaniu.

Dzięki internetowi dowiedziałem się, że Opus Dei prowadzi takie przedsięwzięcia jak Centrum ELIS w Rzymie czy szkołę IESE w Barcelonie. Przekonanie, że da się pogodzić chrześcijańskiego ducha z nauką w szkole menedżerskiej lub z najbardziej podstawową pracą fizyczną, bardzo mnie zainteresowało.

Wreszcie zdecydowałem się wysłać maila na adres ze strony Opus Dei, prosząc o bezpośredni kontakt. Dali mi adres jednego ośrodka - L’Accademia dei Ponti we Florencji - gdzie rozpocząłem kierownictwo duchowe z księdzem i gdzie poznałem więcej osób z Opus Dei.

Uczestniczyłeś też w innych działalnościach ośrodka?

Zacząłem przede wszystkim więcej się modlić. Rzeczywiście szybko zacząłem też korzystać ze środków formacji chrześcijańskiej oferowanych przez Opus Dei: raz na miesiąc były to dni skupienia i raz na tydzień pogadanka tłumacząca pewien aspekt wiary lub jakąś cnotę. 1 września 2005 zostałem mianowany Współpracownikiem Opus Dei a od 13 maja tego roku jestem członkiem Dzieła.

Największa potrzeba zmiany stanęła przede mną gdy odkryłem, że muszę dbać o moje życie wewnętrzne i że mogę je zdobyć pamiętając o tym, że Bóg towarzyszy mi w każdej chwili dnia. Od jakiegoś czasu codziennie chodzę na Mszę  i odmawiam różaniec. To pomaga mi nie zboczyć z obranego kierunku i zachować radość w pracy.

Po tym wszystkim co sądzisz o Kodzie Da Vinci?

Gdyby nie Dan Brown, nie odkryłbym piękna wiary ani mojego powołania. Może Bóg posłużyłby się innymi sposobami, ale dla mnie wszystko zaczęło się od tej zagadki: złowrogiego i ponurego opisu Kościoła katolickiego. Bez wątpienia mam wielki dług wobec Dana Browna. I pewnie nie ja jeden...

    05-06-2006