Józef Cieśla

Podajemy fragment książki "Józef milczący" Michaela Gasnera OP.

Skąd u niego ta mądrość i cuda?
Czyż nie jest on synem cieśli?

(Mt 13,54-55)

Ewangeliści, św. Mateusz i św. Marek, używają na określenie zawodu Józefa terminu, który w ogól­nym sensie oznacza rzemieślnika, robotnika[1]. Jeśli ograniczyć się tylko do tego słowa, można by przypuszczać, że Józef był ko­walem, stolarzem, murarzem, garncarzem, farbiarzem, czy też zaj­mował się jeszcze jakimś innym rzemiosłem popularnym w jego czasach. Tym­cza­sem najstarsze źródła, zarówno Ojcowie Kościoła, jak i apokryfy są zgodne. Józef był faber lignarius, rzemieślnikiem pracującym w drewnie, sto­larzem lub cieślą. Faktycznie, św. Hilary, św. Beda Czcigodny[2] oraz św. Piotr Chry­zo­log podają, że był on kowalem. Święty Ambroży oraz św. Teofil Antio­cheński z kolei ukazują Józefa jako drwala i budowniczego domów. W tych wszystkich określeniach nie ma jednak sprzeczności. Rzemieślnik w małym mias­teczku nie mógł być zbyt wąsko wyspecjalizowany, nie miałby wystar­czająco dużo zleceń, by utrzy­mać rodzinę. Józef wykonywał więc różne prace, spośród których ciesielka i stolarka wydają się najważniejsze. Zawód ten wymagał od niego także bycia drwalem, kowalem i murarzem. Niektórzy autorzy[3] nie zgadzają się z takim stwierdzeniem, gdyż „prace te wymagają wszechstronnego wyposażenia, wielu sił fizycznych oraz towarzyszy im hałas, co byłoby trudne do pogodzenia z atmo­sferą spokoju i rozmodlenia panującą w domu Świętej Rodziny”. Tego rodzaju wnioski wydają się nam dziwne i wręcz obraźliwe. Sugerują bowiem, jakoby przychodząc na ziemię, by dzielić z nami ludzki los, Bóg-Człowiek wybrał sobie za­wód, który nie kaleczyłby zbytnio Jego wrażliwych uszu i delikatnych dłoni.

Rzemieślnik w małym miasteczku nie mógł być zbyt wąsko wyspecjalizowany, nie miałby wystar­czająco dużo zleceń, by utrzy­mać rodzinę. Józef wykonywał więc różne prace, spośród których ciesielka i stolarka wydają się najważniejsze.

Nieporozumieniem jest również twierdzenie innych autorów suge­rują­cych, że Józef należał do wyższej klasy społecznej. Ich zdaniem, miałby on y być kimś w rodzaju lokalnego przedsiębiorcy architekta zlecającego pracę podle­głym sobie ro­botnikom, innymi słowy - kimś znaczącym w Na­zarecie. Oto co znaczy wstydzić się ewangelicznej pokory. Nie wahajmy się przyznać, na podstawie dostępnych danych, że Józef był skromnym i poz­bawionym re­no­my rzemieślnikiem w prowincjonalnym miasteczku, z trudem wiążącym koniec z końcem, i że jego pozostawanie w cieniu również na polu zawo­dowym doskonale współgrało z duchem tajemnicy Wcielenia, do której Józef został włączony.

W drugim wieku, około roku 160, filozof, św. Justyn Męczennik pisał:

Jezus uchodził za syna cieśli i sam również był cie­ślą, gdyż podczas swego życia na ziemi wyrabiał pługi i jarzma.

Święty Justyn urodził się w Samarii, we Flavii Neapolis (dawnym Sychem, obecnie Nablusie); mógł więc z łatwością zebrać świadectwa ludzi z poło­żonej nieopodal Galilei. Ówczesne pługi, jak zresztą te produkowane w każdej innej epoce, miały żelazne lemiesze, które cieśla własnoręcznie wykuwał, co zmuszało go do nauczenia się rów­nież fachu kowala.

Co ciekawe zresztą, Nazaret do dzisiaj słynie z wyrobu pługów zaopatrzonych w nowoczesne ostrza i noże. Zawód wykonywany przez Józefa nie zniknął więc tam aż po dzień dzisiejszy.

Żyjący w IV wieku św. Cyryl Jerozolimski pi­sał, że w jego czasach pokazywano jeszcze wydrą­żony kloc drewna, który służył jako rynna i który miał być wykonany własnoręcznie przez Józefa i Jezusa.

Można więc odpowiedzieć twierdząco na py­tanie, jakie Maurice Brillant stawia w swojej książce pt. Le village de la Vierge [Miasteczko Najświętszej Maryi Panny]:

Czy posługując się językiem potocznym lecz prze­mawiającym do współczesnej wyobraźni, powiedzieli­byśmy, że w swoim wszechstronnym warsztacie Józef zajmował się majsterkowaniem?

Zajmował się obróbką zarówno drewna, jak i żelaza, wykonywał meble, ale też umiał remon­tować domy. Był rzemieślnikiem, do którego zwra­cano się o pomoc, gdy trzeba było wstawić nowe lub podnieść osiadłe drzwi, umocować walącą się ścianę, wymienić spróchniałą więźbę dachową, u którego zamawiano nowe meble i któremu przy­noszono najrozmaitsze narzędzia do naprawy.

Józef umiał wykonać nie tylko wszystkie drewniane elementy konstrukcji domu, ale też koła do wozów, motyki, grabie, kołyski i trumny, garnki i stołki, wiadra na mleko i skrzynie, które w tamtych czasach pełniły funkcję naszych szaf do przechowywania pościeli, ubrań i żywności. Zajmował się także drobnymi usługami stolarskimi.

W Nazarecie przychodzono do Józefa, kiedy u kogoś w domu drzwi nie chciały się domknąć, kiedy złamała się noga od stołka, kiedy spróch­niały stołowe deski albo kiedy młodzi małżonko­wie potrzebowali nowych mebli, by się urządzić. I za każdym razem dawało się słyszeć jakby echo słów faraona sprzed wieków: Udajcie się do Józefa.

W Nazarecie przychodzono do Józefa, kiedy u kogoś w domu drzwi nie chciały się domknąć, kiedy złamała się noga od stołka ... I za każdym razem dawało się słyszeć jakby echo słów faraona sprzed wieków: "Udajcie się do Józefa".

Zgodnie z bliskowschodnim obyczajem, warsztat Józefa znajdował się w pobliżu domu, o ile wprost do niego nie przylegał. Podobnie jak warsztaty wiejskich kołodziejów z nie tak dawnych jeszcze czasów, był on zwykle otwarty na oścież. Z trudem można było dostać się do środka, pokonując przeszkody w postaci przyniesionych do naprawy pługów, nieociosanych jeszcze pni i opartych o ścianę desek cedrowych lub z sykomory.

Na ścianach wewnątrz warsztatu wisiały roz­maite narzędzia ciesielskie. Wśród nich Pismo Święte wymienia siekierę, piłę, młot, dłuto, cyrkiel i sznur mierniczy. Do tych narzędzi z pewnością można dodać młotek ciesielski, wiertła, hebel i strug.

Nietrudno sądzić, że Józef był dobrym rze­mieślnikiem i że ceniono go nie tylko za facho­wość, ale również za uczciwość i prawość. Miesz­kańcy Nazaretu i całej okolicy wiedzieli, że Józef nikogo nie oszuka i że odda dobrą robotę.

Józef kochał swoją pracę. Znał się doskonale na rzeczy. Nauczył się wykonywanego fachu w najdrobniejszych szczegółach i przykładał się do niego z równą skrupulatnością, z jaką zachowywał prze­pisy prawa Bożego. Wiedział, że w oczach Pana praca jest nie tylko obowiązkiem, lecz także po­wodem do dumy, bowiem uszlachetnia życie do­czesne i jest narzędziem odkupienia. Praca nie po­winna być nigdy postrzegana jako forma niewol­nictwa, lecz jako forma modlitwy, jako sposób zbliżania się do Boga oraz jako środek do osią­gnięcia nie tylko chleba powszedniego, ale i zba­wienia. Z radością zamieniał pnie drzew na deski, narzędzia i meble. Lubił wchodzić rano do swego warsztatu i wdychać przyjemny zapach świeżo oheblowanego drewna, z przyjemnością otwierał drzwi, by wpuścić do wnętrza snop dziennego światła i zobaczyć, jak skrzą się ostrza narzędzi. Przygotowywał się do swej pracy niczym do religijnej ceremonii. Przepasywał się skórzanym fartuchem z podobnym namaszczeniem, jak kapłan przywdziewający ornat. Pochylony nad warsztatem każdy gest wykonywał żwawo i z miłością. Z niewysłowioną radością realizował zamówienia swoich klientów.

Józef kochał swoją pracę. Znał się doskonale na rzeczy. Wiedział, że w oczach Pana praca jest nie tylko obowiązkiem, lecz także po­wodem do dumy, bowiem uszlachetnia życie do­czesne i jest narzędziem odkupienia.

Z niczego nie czerpał, rzecz jasna, próżnej chwały. Jednak odczuwał pewien rodzaj dumy z tego, że potrafi swoich klientów zadowolić. Pytał ich potem, czy pług dobrze się sprawuje i czy belka stropowa, którą położył, trzyma się jak należy. Za­dowolenie ludzi z jego pracy było też jego zado­woleniem.

Do Józefa – jak to zresztą wielokrotnie już czyniono – można odnieść słowa Charlesa Péguy o tym, że w tamtych czasach „praca postrzegana była jako niezwykły zaszczyt”, a do naprawiania krzeseł „przykładano się z takim samym nastawie­niem serca, ducha i ręki, jakby zabierano się do budowy katedr”. Józef wykonywał jarzma i pługi, jakby chodziło o wyrzeźbienie ta­ber­nakulum, bo wiedział, że każda praca wykonana z miłością wznosi się do Boga.

Nie narzekał na odciski, które każdego dnia czyniły jego ręce coraz twardszymi, ani na pot pokrywający mu czoło, który ocierał rękawem sukni. Zamiast wzdychać pod ciężarem pracy, Józef nucił pieśni na cześć Pana. Śpiewał w rytm regularnych uderzeń młotka, powtarzając wersety psalmu 150 ułożonego przez swego przodka, Dawida

Chwalcie Go na harfie i cytrze!
Chwalcie Go bębnem i tańcem,
chwalcie Go na strunach i flecie!
Chwalcie Go na dźwięcznych cymbałach,
chwalcie Go na cymbałach brzęczących

Siekiera zastępowała Józefowi brzmiące cym­bały, zamiast fletu miał kątownik stolarski, strug pełnił w jego dłoniach rolę bębna, piła była mu harfą, a hebel - cytrą. Podczas gdy ręce Józefa sprawnie posługiwały się narzędziami, jego serce trwało w zjednoczeniu z Bogiem, a dusza wznosiła się na wyżyny.

Podczas gdy ręce Józefa sprawnie posługiwały się narzędziami, jego serce trwało w zjednoczeniu z Bogiem, a dusza wznosiła się na wyżyny.

Szatan nigdy nie śmiał przekroczyć progu Józefowego warsztatu, gdzie zbyt wiele było pokory, by mógł to znieść. Pokora zawsze zbija diabła z tropu i obez­władnia. Przy całym swym geniuszu, nie mógł pojąć tajemnicy tego człowieka, który wydawał mu się zarówno kompletnie bezbronny, jak i całkowicie nie do zaata­kowania. Nie miał po­mysłu, z której strony mógłby go podejść i czyni skusić. Szatan bowiem może mieć nadzieję na swoje zwycięstwo w duszy jedynie wówczas, gdy znajdzie w niej wpierw bodaj odrobinę buntu, choćby nikłe echo własnego Non serviam! Tym­czasem ten tajemniczy cieśla wydawał się najsz­częśliwszym człowiekiem na świecie, gdy ociosy­wał drewniane bale i pasował kola do wózków! Szatan uciekał od dźwięku ciesielskiego młotka i zgrzytu piły, gdyż w jego uszach brzmiały jak niebiańska muzyka, którą na zawsze utracił. Wi­dok tego sprawiedliwego był dlań torturą.

Józef Milczący, Michael Gasnier OP, Wydawnictwo Flos Carmeli 2013.


[1] Słowo faber zawsze łączy się z przymiotnikiem, np. faber ferrarius oznacza kowala, a fa ber lignarius jest określeniem cieśli

[2] Święty Beda Czcigodny pisze: ferrum igne dominantem, to znaczy, że Józef kuł żelazo zmiękczone uprzednio w ogniu. Z kolei św. Izydor nazywa Józefa faber factor aeris - rzemieślnikiem zajmującym się obróbką żelaza i innych metali.

[3] Wśród których, ku naszemu zdumieniu, znalazł się także kard. Alexis-Henri-Marie Lépicier (1863-1936), którego cytujemy za: Saint Joseph, époux de la Tras Sainte Vierge, Lethielleux, Paris 1932, s. 223.