Rozważania: XIV Niedziela Okresu Zwykłego (rok C)

Rozważania na 14 niedzielę okresu zwykłego (rok C). Rozważane tematy: Entuzjazm i zniechęcenie w misji apostolskiej; Pocieszenie płynące z pamięci; Patrząc oczyma wieczności.


PEWNEGO RAZU Pan wyznaczył siedemdziesięciu dwóch uczniów i posłał ich po dwóch przed sobą do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam zamierzał przyjść (por. Łk 10,1-2). Również dziś Chrystus liczy na każdego z nas, aby jak najwięcej osób mogło przyjąć orędzie Ewangelii. Wobec tego posłania możemy zareagować na dwa sposoby. Z jednej strony, naturalne jest, że odczuwamy entuzjazm wobec możliwości podzielenia się z innymi kluczem do naszej radości i szczęścia. Nie chodzi bowiem tylko o przekazanie zestawu informacji czy praktyk, które należy wprowadzić w życie, lecz przede wszystkim o przekazanie radości, która „napełnia serce oraz całe życie”[1]. Jest to radość, która pochodzi ze spotkania z Chrystusem. Tylko w ten sposób „jesteśmy uwolnieni od wyizolowanego sumienia i skoncentrowania się na sobie. Stajemy się w pełni ludzcy, gdy przekraczamy nasze ludzkie ograniczenia, gdy pozwalamy Bogu poprowadzić się poza nas samych, aby dotrzeć do naszej prawdziwej istoty. W tym tkwi źródło działalności ewangelizacyjnej. Jeśli bowiem ktoś przyjął tę miłość przywracającą mu sens życia, czyż może zrezygnować z pragnienia, by podzielić się tym z innymi?”[2].

Z drugiej strony, perspektywa głoszenia Ewangelii całemu światu może budzić pewne zniechęcenie, ponieważ uczniowie muszą się zmierzyć z wieloma trudnościami: niezrozumieniem, ogromnym wysiłkiem, który wydaje się nie przynosić owoców, brakiem środków… W takich chwilach warto sobie uświadomić, że jesteśmy jedynie narzędziami – najważniejsze nie jest to, co my sami jesteśmy w stanie zrobić, lecz to, że to Jezus działa przez każdego z nas. W końcu nie działamy we własnym imieniu, lecz w imię Jezusa Chrystusa. Jak pisał św. Josemaría: „Wzrastałeś w obliczu trudności w apostolstwie, modląc się tak: “Panie, Ty jesteś zawsze ten sam. Daj mi wiarę owych mężów, którzy umieli odpowiedzieć na Twoją łaskę i dokonywali — w Twoje imię — wielkich dzieł, prawdziwych cudów…”. — I kończyłeś w ten sposób: “Wiem, że je uczynisz, lecz wiem również, że chcesz, by Cię o nie proszono, że chcesz, byśmy Cię szukali, byśmy mocno kołatali do drzwi Twojego Serca”[3].


DROGA APOSTOLSKA niesie ze sobą ryzyko. Czasami pojawiają się zranienia. Ale nie powinno nas to dziwić, ponieważ, jak pisze św. Paweł w drugim czytaniu, „przecież ja na ciele swoim noszę blizny, znamię przynależności do Jezusa” (Ga 6,17). Tak jak niewolnicy w starożytności byli znakowani przez swojego pana, aby wskazać, do kogo należą, tak św. Paweł ogłasza się własnością Boga, naznaczoną przez krzyż. Przeciwności są częścią misji każdego apostoła. W każdym razie, niezależnie od trudności, jakie przyjdzie nam napotkać, działamy z ufnością dzieci Bożych. W tym sensie można powiedzieć, że mamy „mocne plecy”: dobro, które nas spotyka, i zło, które znosimy, są częścią Bożego planu prowadzącego nas do wzrostu. Dlatego Izajasz mówi w pierwszym czytaniu: „Jak kogo pociesza własna matka, tak Ja was pocieszać będę” (Iz 66, 13). Dzieci dobrze to rozumieją: czasem warto się przewrócić na rowerze, by doświadczyć czułego pocieszenia matki.

Rzeczywiście, uczniowie doświadczyli tej opieki podczas swoich pierwszych wypraw. „Wróciło siedemdziesięciu dwóch z radością mówiąc: «Panie, przez wzgląd na Twoje imię, nawet złe duchy nam się poddają»” (Łk 10,17). Byli szczęśliwi, zapomnieli o wszelkich trudnościach, bo ich serca wypełniły się niezwykłymi wspomnieniami. Również my, gdy doświadczamy radości ewangelizacji, możemy zatrzymać w pamięci te chwile: odkrycie własnego powołania, pomoc udzielona komuś w spotkaniu z Jezusem, smak chrześcijańskiego braterstwa, bliskość Boga w trudnych okolicznościach... „Nie zapominajmy o tych momentach – trzeba wracać do nich i je przywoływać, bo są źródłem natchnienia. (...) Pamięć to nie tylko cofanie się w przeszłość. To cofanie się po to, by iść naprzód. Pamięć i nadzieja idą w parze – uzupełniają się nawzajem i dopełniają się. Pamiętaj o Jezusie Chrystusie, o Panu, który przyszedł, oddał za mnie życie i który przyjdzie – Pan pamięci, Pan nadziei. Każdy z nas może dziś poświęcić kilka minut, aby zadać sobie pytanie: Jak ma się moja pamięć o momentach, w których spotkałem Pana?”[4].


PO POWROCIE Z MISJI uczniowie odkrywają, że sami mogą być następcami Jezusa na świecie. W ten sposób, oprócz zapewnienia sobie szczęśliwego życia na ziemi, czują dumę z tego, że przygotowują się do wiecznego szczęścia. „Jednak nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie” (Łk 10,20). Patrzenie z perspektywy wieczności, świadomość, że nasza misja ma na celu wieczność, pomaga nam nabrać dystansu wobec sukcesów i porażek, które mogą się pojawić na naszej drodze. „Spojrzenie nadprzyrodzone! Opanowanie! Pokój! – komentował św. Josemaría – Patrz w ten sposób na rzeczy, osoby i wydarzenia… oczyma wieczności. Wówczas wszelki mur, który by zamykał ci drogę — choć po ludzku biorąc, byłby ogromny — jakże okaże się mały, gdy naprawdę zwrócisz oczy ku niebu!”[5].

Tę rzeczywistość można dostrzec wyraźnie w życiorysach świętych. Wielu z nich doświadczyło w swoim życiu trudnych sytuacji, ale potrafili stawić im czoła z radością, pogodą ducha, a nawet poczuciem humoru. A teraz, gdy są już w niebie, można przypuszczać, że patrzą na te momenty z dystansem: wszystkie trudności, które przeszli, są niczym w porównaniu ze szczęściem oglądania Boga twarzą w twarz. Podobnie i my, gdy w naszej misji apostolskiej pojawiają się przeciwności, możemy pamiętać, że Bóg wyrył już nasze imię w niebie. Te przeszkody wcześniej czy później przeminą, ale szczęście raju nie będzie miało końca. „Wypijmy do ostatniej kropli kielich cierpienia w tym nędznym życiu doczesnym. – Bo cóż z tego, że będziemy cierpieć przez dziesięć, dwadzieścia, pięćdziesiąt lat, skoro potem niebo jest na zawsze, na zawsze… na zawsze? – A przede wszystkim – a jest to racja jeszcze lepsza od powyższej, propter retributionem – cóż z tego, że cierpimy, jeśli robimy to, by przynieść pociechę, by sprawić radość Bogu, naszemu Panu, w duchu wynagrodzenia, zjednoczenia z Nim na Krzyżu; krótko mówiąc – jeśli się cierpi z Miłości…?”[6]. Najświętsza Maryja Panna udzieli nam pomocy, której potrzebujemy, aby trwać przy Jej Synu i radować się, że nasze imiona są zapisane w niebie.


[1] Franciszek, Evangelii Gaudium, nr 1.

[2] Tamże, nr 8.

[3] Św. Josemaría, Kuźnia, nr 653.

[4] Franciszek, Homilia, 7-VI-2018.

[5] Św. Josemaría, Kuźnia, nr 996.

[6] Św. Josemaría, Droga, nr 182.