Claudia Valbuena (56 l.) poznała Opus Dei dzięki swojemu bratu, obecnie księdzu, który od 30 lat mieszka w Polsce. Pod koniec lat szkolnych Claudia zaczęła brać udział w działalności formacyjnej Dzieła, a gdy studiowała filologię angielską na Uniwersytecie Katolickimw Santiago, poprosiła o przyjęcie jako numeraria. W 1990 roku wyjechała do Rzymu. Będąc tam, zaskoczona została odwagą wielu ludzi, którzy zdecydowali się zanieść ducha Opus Dei do odległych miejsc, ponieważ pragnęli głosić przesłanie Jezusa Chrystusa: Liban, Litwa, Estonia, Indie, Ziemia Święta....
Pewnego dnia w 1994 r. Dowiedziała się, że jedyny biskup w Kazachstanie poprosił papieża Jana Pawła II o wysłanie do jego kraju instytucji kościelnej pracującej z młodzieżą i w dziedzinie edukacji. Ten poradził mu, aby porozmawiał z ówczesnym prałatem Opus Dei, Alvaro del Portillo. I tak rozpoczęły się przygotowania do wysłania grupy ludzi z Dzieła do tego miejsca, które było częścią Związku Radzieckiego i dopiero zaczynało formować się jako niezależny kraj po upadku muru berlińskiego w 1989 roku.
Najpierw wyjechało kilku numerariuszy i księży. Następnie zaczęto planować przyjazd grupy kobiet. Ponieważ Kazachstan był miejscem tak odmiennym od kultury zachodniej, ci, którzy mieli tam zamieszkać, wymagali specjalnego przygotowania. Claudia pomogła organizacyjnie tym, którzy mieli podróżować i wspomina, że kiedy zobaczyła zdjęcia kraju, pomyślała: „Biedni ci, którzy tam jadą!
„TO DOŚWIADCZENIE POCZUCIA, ŻE OPUS DEI JEST RODZINĄ, ŻE JEST CZĘŚCIĄ KOŚCIOŁA I TWORZY CHRZEŚCIJAŃSKĄ RODZINĘ, PRZEŻYŁAM BARDZO GŁĘBOKO I DZIĘKUJĘ ZA TO BOGU, PONIEWAŻ JEST TO COŚ BARDZO WYJĄTKOWEGO”, CLAUDIA VALBUENA.
Wtedy wydarzyło się coś, czego nigdy sobie nie wyobrażała: na kilka miesięcy przed wyjazdem Claudię zapytano, czy chciałaby dołączyć do tej przygody, wraz z trzema innymi numerariami z jej akademika, którym zaproponowano wyjazd, jedną z Hiszpanii i jedną z Brazylii.
„Decydowałam pojechać z całkowitą wolnością. Powiedziałam: Cóż, jeśli uznają, że się nadaję, to pojadę. A jeśli pójdzie źle, wrócę” – śmieje się. Od tamtego dnia minęło dwadzieścia pięć lat....
Trudności w nowym kraju
Z usposobienia spokojny, trudniący się handlem naród Kazachstanu był ludem koczowniczym. Kraj ten stał się częścią Związku Radzieckiego i w tym czasie rozległy północny step stał się miejscem docelowym dla wielu zesłańców reżimu, wielu z nich było intelektualistami i specjalistami, którzy zaczęli budować główne miasta. Obecnie około 200 grup etnicznych żyje pokojowo obok siebie, a dominującą religią jest islam.
Aby jednak uniknąć radykalizmu, w kraju obowiązuje prawo ograniczające działalność religijną. Na przykład limituje odległość między kościołem lub miejscem kultu a jakąkolwiek infrastrukturą publiczną, taką jak szpitale, szkoły itp. Zakazuje między innymi, również posiadania książek religijnych w salach lekcyjnych.
W tym kontekście, w czerwcu 1998 roku, Claudia i pozostałe pięć przybyło do miasta Ałmaty. Było lato, z rozmysłem podjęta decyzja o adaptacji podczas najlepszego okresu pogodowego, ponieważ zima na tej szerokości geograficznej jest bardzo surowa.
„GDYBYM WCZEŚNIEJ ZDAWAŁA SOBIE SPRAWĘ Z TRUDNOŚCI, JAKIE NAPOTKAM, NIE PRZYJECHAŁABYM. ALE LICZYŁAM NA WSPARCIE DZIEŁA, A PRZEDE WSZYSTKIM BOGA... I JEST W TYM COŚ BOŻEGO!” CLAUDIA VALBUENA
Po przyjeździe zastały kraj poszukujący własnej tożsamości po latach przynależności do ZSRR. Centralistyczna i biurokratyczna mentalność oznaczała, że każda procedura wymagała długiej papierkowej roboty, co często wystawiało na próbę cierpliwość kobiet przybyłych z Zachodu.
„Gdybym wcześniej wiedziała, jakie trudności napotkam, nie przyjechałabym. Ale miałem wsparcie Dzieła, a przede wszystkim Boga... a tutaj dzieje się coś Bożego! To jasne, że On chce, aby Kościół wzrastał wśród tych ludzi. Innymi słowy, kto żyje w takich ekstremalnych temperaturach i jest szczęśliwy? To dlatego, że Bóg tego chce”, –tłumaczy. „Za nic nie zamieniłabym wszystkiego, co przeżyłam, każda z tych trudności oznaczała wzrost w cnotach”, dodaje.
„Bez Mszy Świętej, bez sakramentów i bez wsparcia rodziny Dzieła, które obejmuje zarówno to, co duchowe, jak i to, co ludzkie, nie byłabym tą osobą, którą teraz jestem. Trudności było wiele. Jednak ona i trzy inne numerarie z tej pierwszej grupy nadal tam mieszkają po 25 latach, „i są bardzo szczęśliwe”, mówi. W sumie w tym kraju jest obecnie 15 kobiet z Opus Dei.
Dusza pedagoga
Kiedy Claudia przybyła do kraju, znalezienie pracy przyszło jej z łatwością. Zaczęła jako nauczycielka języka angielskiego w instytucie edukacji biznesowej przy jednym z wiodących uniwersytetów w Ałmaty. Pracowała tam przez 10 lat i nauczyła się mówić po rosyjsku.
Obecnie jest nauczycielką hiszpańskiego w Irtysh, pierwszym miejscem związanym z Instytutem Cervantesa w Kazachstanie. Oferuje zajęcia językowe i oficjalne testy z języka hiszpańskiego w celu poświadczenia poziomu znajomości języka. Warto wspomnieć, że ośrodek ten jest jedną z inicjatyw, które Claudia wypromowała wraz z innymi osobami ze swojego ośrodka.
W tym samym czasie we współpracy z miejscowymi utworzono dwie inne instytucje posiadające osobowość prawną: pierwszą z nich jest Kazachska Fundacja Rozwoju Edukacji Społecznej i Kulturalnej, inicjatywa koncentrująca się na rozwoju kobiet. Oferuje uzupełniające szkolenia z umiejętności miękkich dostosowane do potrzeb młodych kobiet.
Inną inicjatywą, która pojawiła się później, jest centrum Otau, które prowadzi działania wspierające rodziny i jest częścią Międzynarodowej Federacji Rozwoju Rodziny (IFFD).
„Jako pedagog uważam, że najpiękniejsze są chwile, gdy dziewczęta kończą udział w projektach. Kiedy widzę radość rodziców i samych dziewcząt ze wszystkiego, co otrzymały, wypełnia to moją duszę” – mówi Claudia.
W ciągu tych 25 lat w Kazachstanie byli ludzie, którzy zbliżyli się do wiary katolickiej i do Opus Dei, „ale przede wszystkim są ludzie, którzy są w stanie pójść naprzód dzięki formacji zawodowej i ludzkiej, którą otrzymali, a z czego ponadto zrodziły się wielkie przyjaźnie”, dodaje.
Kościół katolicki jest rodziną
Wprawdzie w Kazachstanie jest niewielu członków Dzieła, ale Claudia nie traci nadziei. „Trzeba tu chętnie siać, nie mając jeszcze ludzi z kraju, którzy mogliby przejąć pałeczkę”, mówi. Kiedy przybyła do tego kraju, Kościół nie miał diecezji, był administracją apostolską. Dziś jest już pięć diecezji. I choć wciąż jest niewielu katolików, wspierają się oni nawzajem, czy to w zakresie formacji, obozów letnich czy tym podobnych.
„To doświadczenie poczucia, że Opus Dei jest rodziną, że jest częścią Kościoła i tworzy chrześcijańską rodzinę, przeżyłem bardzo głęboko i dziękuję za to Bogu, ponieważ jest to coś bardzo specjalnego” – mówi. „Mam szczęście widzieć Kościół, który jest zaangażowany w proces ewangelizacji i jestem bardzo szczęśliwa, że mogę być narzędziem tego, co Bóg czyni. Dostrzeganie tego, co życie chrześcijańskie i katolicyzm mogą wnieść do życia ludzi, jest czymś wspaniałym” – podsumowuje.